Takie tam....

Wiem wiem to do mnie nie podobne by była taka przerwa między wpisami ale zeszły tydzień raczył nas deszczem-oczywiście cieszę się,że w końcu popadało ale nie było jak w teren skoczyć:(Jeszcze w poprzednią niedzielę pojechałam z tatą i bratem na stawy w Krępnej ale pustawo oprócz stałych rezydentów(łabędzia rodzinka i samotny perkoz)udało się zobaczyć myszołowa,zimorodka,kilka pokrzywnic,trznadle,pliszki,siwe,krogulec.Na jednym z stawów bóbr akurat ściął drzewo-siadłam na brzegu licząc,że zacznie po kawałku "nosić" gałązki do spiżarni i czekałam,czekałam i nic-okazało się,że poszedł sobie i pewnie z rana zabierze się do pracy:)

Jak zwykle dużo śmieci i zostawione żyłki-ci wędkarze chyba nigdy się nie nauczą zostawiać po sobie porządek! W piątek pogoda była ładna ale trzeba było ją wykorzystać na posadzenie cebulek kwiatowych bo to ostatni dzwonek na nie:)i szykować się do odwiedzin rodzinki:) Także w sobotę tylko rano wypad do Grodkowa po słonecznik-zapasy na zimę już gotowe.Po drodze widzieliśmy kilka myszołowów i jednego myszołowa włochatego,krogulca,sójki,nad stawami krążyły mewy i widać było kormorany i łabędzie.Pogoda była kiepska. Niedziela to obserwacje co na niebie przelatuje ale tylko 2 myszołowy,jastrząb i liście z mini trąby powietrznej na szczęście zawróciła nad sąsiada i nie obdarowała nas liściami:) wieczorem w sobotę do domu wpadł taki owad śmiesznie miał złożone czułki w serduszko:)

I jeszcze widoczek jesienny.

Jeszcze do następnego wtorku do pracy i znowu szukam czegoś innego-tym razem bliżej i nigdy więcej pracy gdzie szefem jest koreańczyk!